Wstalem dzis o 5.40 rano i od razu poczulem, ze zaluje tego na co sie porwalem - mam nadzieje, ze ten bol bedzie krotki i szybko sie przyzwyczaje do nowego trybu.
No ale po co wstawac tak wczesnie jak nie musisz?! Dzis padlo to pytanie co najmniej parenascie razy ;) Odpowiedz jest prost: bo chce.
Ostatnie dwa tygodnie wakacje spedzialem relaksujac sie - piwko, papu i unikanie pytan za co zabrac sie dalej. Jest kilka “tematow”, ktore byly on-hold poprzez wiekszosc lata — ale lato sie skonczylo, moze jeszcze nie kalendarzowo ale na pewno emocjonalnie mam juz lato za soba i trzeba sie wziasc do roboty.
Oprocz etatu mam swoj projekt na boku. Idzie to wolno, ale do przodu. Znam siebie juz na tyle zeby wiedziec, ze nie ma szans zebym dlugoterminowo pracowac wieczorami/weekendami. Juz tego probowalem, przez jakis czas jestem w stanie tak funkcjonowac ale potrzebuje rozwiazania dlugoterminowego.
Kiedy pracuje wieczorami i/lub weekendami zabija to we mnie energie to tego projektu. Konczy sie to zazwyczaj tak, ze w tygodniu nic nie zrobie co obiecuje sobie, ze zrobie to w weekend, w weekend nic nie robie bo czlowiek, tez chce odpoczac - efekt koncowy jest taki, ze nic nie robie i nie odpoczne bo mam z tylu glowy, ze mam cos do zrobienia.
Najwazniejsze to przestac samego siebie oklamywac, ze w nastepnym tygodniu stane sie demonej produktywnosci i wszystko bedzie zrobione. Nie bedzie. I nie musi. W pelni mnie zadowola jakis, jakikolwiek postep.
Pomysl na challenge nr 2 jest bardzo prosty - przesunac tryb dobowy na bardziej poranny, zeby miec czas na dwie rzeczy: medytacja oraz odrobina pracy. Moje wieczory nie byly produktywne, a moze nawet byly bardzo destrukcyjne - bierzaca polityka oraz innego rodzaju newsy mialy negatywny wplyw na moje samopoczucie.
Od poczatku pandemii pracuje zdalnie i zazwyczaj budzilem sie o 7.55 i zaczynalem prace okolo 8 ;) Nie mialem w ogole czasu “dla siebie”, od razu po przebudzeniu do roboty. Chcialbym wygospodarowac czas “dla siebie”, na kawe, na sniadanie, na spacer, na medytacje, na poszerzanie zainteresowac - na cokolwiek. Wazne zebym to ja a nie swiat decydowal co robie z tym czasem - taka jest moja definicja “dla siebie”.
W czasie tych 30 dni chcialbym poswiecic ten czas “dla siebie” na metydacje oraz na popchniecie do przodu kilku spraw.
Mam juz doswiadczenie z medycja. Medytacja zawsze mi pomaga kiedy za duzo sie dzieje, kiedy nie wiadomo w co rece wlozyc lub kiedy nie mam absolutnie energi na cokolwiek. Najdluzszy okres kiedy metydowalem regularnie to okolo 2 miesiecy - bardzo dobrze wspominam ten czas - mialem wszystko pod kontrola. Nie chodzi mi o to zeby robic wiecej — zalezy mi na tym zeby robic “cos” i miec czas na przyjemnosci.
Zauwazylem, ze czuje sie znacznie lepiej kiedy zrobie “cos”, chocby najmniejsza rzecz i w spokoju moge isc na spacer lub przejechac sie motocyklem z poczuciem, ze sprawy ida w dobrym kierunku, mniejsza o to w jakim tempie.
Tak, i nie. Praca to dla mnie cos co musze robic - to to czym zajmuje sie od godziny 8 ;) Do godziny 8 chce. Jest kilka rzeczy, ktore chcialbym popchac do przodu - jest projekt nad ktorym pracuje, jest rowniez np migracja tego bloga na nowy custom theme do czego zabieram sie od miesiaca. Chcialbym rowniez podszkolic sie z produkcji/edycji video. Nie chce zrobic duzo - chce zrobic cokolwiek ;) Chocby 20 minut rano w pelni mnie zadolowi. A w dni, kiedy nie bede miec ochoty to bardzo chetnie pojde na spacer po lesie w tym czasie.
Tym razem nie bede pisac codziennego bloga - nie ma to sensu w tym przypadku - postaram sie napisac kilka dluzszych tekstow w tym czasie. Mam jeszcze zaleglosci z podsumowac poprzedniego challengu ;)
Ten challenge rowniez zakladam na 30 dni — ale zalozenie jest identycznie jak przy pierwszym — chce wyrobic u siebie nowy nawyk. Im wiecej ma sie dobrym nawykow tym mniej trzeba uzywac silnej woli ;)
I to by bylo na tyle. Trzymajcie kciuki!
Piotr Bogusław Seefeld